Wyobraź sobie człowieka, którego życie wydaje się być usłane sukcesami, powodzeniem, pomyślnością...
Jest na wymarzonych studiach, ma piękną dziewczynę, wielu przyjaciół, mieszka w akademiku w Krakowie, dużo imprezuje, prowadzi aktywne życie.
Ale tak na prawdę, głęboko w środku jest trochę inaczej. W zasadzie całkiem inaczej.
Nie pamiętam podstawówki. Wiesz? Naprawdę nie pamiętam podstawówki!
Tylko kilka scen, urywków, a resztę zakrywa TOTALNA czarna dziura strachu i odrzucenia.
Nie wiem, dlaczego tak było, wiem, że rodzice mieli jakieś problemy ze mną, że miałem zmienić klasę, ale tak się bałem, ze tego nie zrobiłem. Nie miałem przyjaciół. Może jednego kolegę...
Odkąd pamiętam głównym motorem mojego działania był STRACH.
Cokolwiek robiłem - robiłem to ze strachu przed kimś lub przed czymś, czegokolwiek nie robiłem - również ze strachu.
To ciągnęło się przez całe moje życie, strach dominował we wszystkich dziedzinach mojego życia, nie ustępował, chociaż próbowałem z nim walczyć. Prawie całe liceum miałem depresję, z którą również bezskutecznie próbowałem walczyć.
W ostatniej klasie liceum poznałem dziewczynę, która stała się moją miłością. Była 3 lata ode mnie młodsza.
Nasz związek powstał w dziwnych okolicznościach, byliśmy nieodpowiedzialni, namiętni, pożądliwi... Ja myślałem, że to Miłość....
Z przerażeniem stwierdziłem, że w tym związku również dominuje we mnie strach, zazdrość, chęć zawładnięcia drugą osobą, zmanipulowania jej tak by zależała wyłącznie ode mnie. Zresztą to działało w obie strony.
Minął rok i ja poszedłem na studnia do Krakowa (pochodzę z Rzeszowa), moja dziewczyna oczywiście została.
I będąc z nią, na 3-cim roku studiów poznałem dziewczynę z Krakowa...
Nie będę wdawał się w szczegóły, ale zadam Ci pytanie:
Jak sądzisz ? Czy można stłumić swoje sumienie?
Pozwól, że odpowiem: Można. Ja swoje dosłownie zamordowałem, stłumiłem je tak, że praktycznie nie słyszałem go, nie kierowałem się tym, co nieustannie mi próbowało mówić.
Dziewczyna z Krakowa była po prostu niesamowita. Fascynowała mnie i spędzałem z nią szalony czas, ale mimo wszystko strach nie pozwalał mi postawić wszystkiego na jedną kartę i zdecydować się tylko na nią.
Żyłem więc "podwójnym życiem" - jednym w Rzeszowie, a drugim, zupełnie innym, w Krakowie.
Oszukiwałem je obie.
Niestety, nic nie ma za darmo. Podpisując pakt ze złem musiałem zapłacić.
Płaciłem potwornymi oskarżeniami, uczuciami, że jestem kłamcą, nieludzki i wyzuty z uczuć.
Płaciłem poczuciem pustki i samotności, podczas gdy - paradoksalnie - kumple ze studiów patrzyli na mnie z zazdrością...
I dokładnie z tego okresu są moje pierwsze prace:
Praca z kapsułką, z której wysypują się czaszki powstała dokładnie przy płycie Marylina Mansona - Mechanical Animals, którą uwielbiałem, bo odzwierciedlała moje życie...
"Cóż za Ironia...
Lekarstwo, które miało pomóc,
Okazało się trucizną"
Związek z dziewczyną z Krakowa nie przetrwał...
Wyobraź sobie człowieka, który znowu odniósł sukces. Bardzo dobrze skończył studia, dostał super pracę, zarabia pieniądze, których nie jest w stanie wydać, mieszka razem ze swoją dziewczyną w mieszkaniu, w jednym pokoju, w jednym łóżku...
Tak, to znowu ja.
I wiesz co ? I ciągle we mnie ten sam strach, paraliżujący, obezwładniający. Nasz związek przechodzi kryzys, a ja nękany wyrzutami tego, co robiłem w przeszłości o niego nie walczę.
"Jak mogę od niej coś wymagać, skoro sam robiłem wcześniej TAKIE rzeczy ???"
Czuję, że moja dziewczyna już mnie nie kocha, ale wiem, że nie mam tyle sił by to przerwać, żyję dla niej, wszystko, co robię jest dla Niej ! Ona też to widzi, i również nie ma siły...
Nie wiemy, o czym ze sobą rozmawiać, nie mamy wspólnych tematów, łączy nas tylko sex.
Dodatkowo strach jest tak wielki, że boję się nawet wychodzić do sklepu...
Ciągle miałem myśli, że jestem zły, okropny, że jestem grzesznikiem, że pójdę do piekła, że zginę w jakiś tragiczny sposób, umrę na raka.
I wtedy stało się coś. COŚ.
Rozmawiałem z moim młodszym bratem, który studiuje w Poznaniu.
Rozmawiałem z nim o... Bogu.
W zasadzie zawsze w pewien sposób wiedziałem, czułem, że On jest, ale zawsze myślałem, że widząc moje życie dawno mnie potępił.
Gdy kiedyś próbowałem z moją dziewczyną do Niego wrócić i poszliśmy do spowiedzi, ksiądz powiedział nam, że nie możemy robić tego, co robimy, bo to się Bogu nie podoba. Więc oboje zdecydowaliśmy, że przecież "to" robimy z miłości i w takim razie "podziękowaliśmy" Bogu...
No więc rozmawiałem z moim Bratem o Bogu. I wiesz, powiedział mi, że Bóg nas kocha niezależnie od naszych uczynków, że umarł za nas Jego Najukochańszy, Pierworodny Syn.
I że nasze grzechy nie muszą mieć nad nami władzy.
Spytałem więc co mam konkretnie zrobić, bo już miałem dość swojego życia.
Mój Brat powiedział, że wystarczy, że uwierzę i na głos powiem, że Jezus jest moim zbawicielem, i żebym wszystkich swoich grzechów, które zdołam sobie przypomnieć wyrzekł się na głos w imieniu Jezusa.
Poszedłem do swojego pokoju i zrobiłem to.
I wiesz co ? z pozoru NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO.
Przez prawie rok mieszkałem dalej ze swoją dziewczyną, i grzeszyłem jeszcze bardziej.
Ale potem....
Potem przyszły wakacje 2004. Moja dziewczyna wyjechała na cały miesiąc, na praktyki do Warszawy. Były wtedy chyba mistrzostwa Europy w piłkę nożną. W finale grała Grecja z Portugalią. Siedziałem wtedy u swojego przyjaciela, popijaliśmy piwko i oglądaliśmy sobie mecz.
Ja byłem za Portugalią, ale przegrała. Poszedłem sobie więc do domu. Siedziałem sam, z kolejnym piwem przed telewizorem. W telewizji puścili wtedy film, tytuł chyba "Człowiek z Księżyca" z Jimmym Carreyem. Nie wiedziałem, że Carrey mógł zagrać w tak smutnym filmie. Film był o niezrozumianym przez świat komiku, który ostatecznie umarł na ... raka.
Wtedy się zaczęło. W pokoju jakby się ściemniło, pojawiło się takie jakby niesamowite "ciśnienie", powietrze jakby zgęstniało, a ja w swojej głowie zacząłem słyszeć:
" Jesteś taki sam. Tak samo umrzesz, na raka. Umrzesz jeszcze dzisiejszej nocy. Jesteś mój !"
Byłem tak przerażony, że ledwo dostałem się do swojego pokoju na materac. Siedziałem skulony w rogu pokoju, moje serce waliło jak młot.
I ciągle STRACH, totalny strach i ten głos w mojej głowie:
"Jesteś mój , nie masz już żadnej nadziei. Należysz do mnie !"
I wtedy, w tym totalnym strachu, jak promyk słońca, przemknęła mi przez umysł myśl:
"Nie, to nieprawda, że nie masz nadziei. Nie należysz do Diabła. Pamiętasz ? Wtedy ? Oddałeś mi swoje życie. Możesz żyć, będziesz żyć. Ja pokonałem Zło. Ja Cię Zbawiłem."
Spytałem więc:
- Co mam zrobić ?
- Porzuć ten grzech, który Cię ode Mnie oddala.
Wiedziałem o który grzech chodzi, ale nie wierzyłem, że mógłbym go zostawić. Bałem się.
Ale znowu poczułem ten głos:
- Jeśli się go wyrzekniesz, Ja go zabiorę, nie będziesz już grzeszył.
Więc zrobiłem to. I wtedy momentalnie to dziwne, mroczne "ciśnienie" ustąpiło z mojego pokoju i serca. Poczułem nadzieję. Poszedłem spać.
W okolicach tego wydarzenia pamiętam też sytuację, gdy siedząc z Moim Przyjacielem powiedziałem coś takiego:
„Wiesz, moim największym marzeniem, pragnieniem, jest być z taką Kobietą, z którą tak dobrze będę się dogadywał, uzupełniał, szanował, tak mocno Kochał, że sfera fizyczna nie będzie celem, ale dopełnieniem całości w naszym małżeństwie…”.
Wtedy w mojej głowie pojawiły się słowa, jakby myśl która jednak nie pochodziła ode mnie: „Tak będzie”.
Dzisiaj wiem, że to Obietnica, którą dostałem wtedy od Boga…
Później pojechałem na taki Festiwal SLOT, do Lubiąża.
Tam było coś na kształt spotkań, gdzie ludzie grali na różnych instrumentach, śpiewali, tańczyli w totalnej wolności.
I robili to dla Boga. Ja tego nie rozumiałem, bałem się nawet podnieść ręce do góry, co dopiero śpiewać i tańczyć.
Ale zacząłem to robić tak jak potrafiłem. I pewnego dnia, gdy stałem z zamkniętymi oczami i ręką wyciągniętą do góry, zobaczyłem taki "obraz", jakby świat oczami Boga. Widziałem z góry wielki tłum ludzi i z niego wystawała... Moja ręka ! I Bóg zauważył ją! I wyciągnął do mnie Swoją ! Poczułem jakby padł na mnie snop światła, i takie dziwne uczucie, jakby ktoś fizycznie dotknął mojego serca...
Od tej pory nie miałem żadnych wątpliwości – Bóg okazał się realny, potężny i zaangażowany w moje życie i problemy.
Z każdym dniem na festiwalu doświadczałem coraz większej Mocy Boga.
z każdym dniem utwierdzałem się w przekonaniu, że to jest moja życiowa Droga, że to jest moje życiowe powołanie, że to jest mój sposób na dobre, wartościowe Życie.
Tak, Życie przez duże „Ż”. Bez strachu, bez niewolnictwa, w prawdziwej Wolności.
Jednak w tym okresie doświadczałem bardzo ambiwalentnych uczuć, ponieważ z jednej strony wiedziałem, że Bóg wkroczył do mojego życia, ale z drugiej strony gnębiła mnie myśl, że muszę zerwać ze swoim starym życiem. Wiedziałem, że muszę rozstać się z moją dziewczyną, że musimy przestać robić rzeczy, które nie podobają się Bogu.
I wiedziałem, że nie mam na to siły ani odwagi.
WIEDZIAŁEM, że gdy wrócę z festiwalu, a ona wróci z praktyk, to pierwsza rzecz, jaką zrobimy to… wiadomo co.
Byłem rozdarty. Szukałem pomocy w ludziach, chciałem tak naprawdę by to oni zdecydowali, co powinienem zrobić.
Nigdy nie zapomnę jednej z rozmów z moim Przyjacielem, Kubą…
Siedzieliśmy sobie razem na łące, była piękna pogoda, świeciło słońce.
Powiedziałem mu o swoim problemie, o przeszkodzie która stoi na mojej Drodze z Bogiem, o tym że nie mam absolutnie sił by ją usunąć.
I wtedy Kuba powiedział mi:
- „Wiesz, z Bogiem to jest tak, że ty nie musisz walczyć. to On walczy za Ciebie. to On załatwia problemy. Jedyne, czego wymaga to Twojego pragnienia. Jeżeli pragniesz zmiany, jeśli pragniesz tego szczerze, to On to załatwi. Proś Go o to. Wysłucha Cię.”
Wiesz, że mu nie wierzyłem ? Po prostu mu nie wierzyłem. Myślałem, że wciska mi jakieś głodne kawałki, bym dał mu spokój.
Później Kuba modlił się o mnie i zobaczył taki obraz:
-„Na górce stoi domek. W tym domku mieszka Pan Bóg.
Jeśli codziennie będziesz Go odwiedzał, zawsze da Ci trzy rzeczy:
- pokarm - byś miał siły;
- narzędzia – byś miał możliwości wykonania danej pracy;
- wskazówki i wiedzę – byś widział JAK to zrobić”.
I wiesz, pomimo swoich wątpliwości zacząłem wołać do Boga, prosić Go o załatwienie tej sprawy….
Festiwal się skończył, wróciłem do pustego domu, poszedłem do pracy, ponieważ skończył mi się urlop. I po powrocie z pracy, w domu, doświadczyłem tak okropnego poczucia samotności, że chciało mi się płakać.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
Wcześniej, po przyjeździe napisałem SMS-a między innymi do Kuby, że dotarłem bezpiecznie i że proszę o modlitwę.
W odpowiedzi przysłał mi takie coś:
„Szukaj Pana, a da Ci to, czego pragnie Twoje serce”.
I znów pomyślałem, że przysłał mi jakiś stereotypowy, wyświechtany cytat. Nawet nie wiesz, jak bardzo się myliłem…
W tym poczuciu samotności przypomniałem sobie o tym SMS-ie i zacząłem znów mówić do Boga.
I wiesz co ? W bardzo krótkim czasie przyszedł do mnie SMS od dwójki przyjaciół, którzy wracając z festiwalu stopem utknęli w Krakowie. Pytali, czy mogli by przenocować u mnie.
Byłem w ogromnym szoku i radości, ponieważ była to dwójka osób najbliższa mojemu sercu !!
Wtedy zdałem sobie sprawę, że wcześniej nawet sam sobie tego nie uświadamiałem – ale Bóg zna moje serce lepiej niż ja sam. Ich wizyta to było naprawdę to, czego tak strasznie pragnąłem i potrzebowałem.
Znajomi byli u mnie do środy wieczorem. Około godziny 20-ej pojechałem odwieźć ich na pociąg.
Nie wiem, czy znasz dworzec kolejowy w Krakowie, ale jest tam takie podziemne przejście, którym można dostać się na poszczególne perony.
W tym przejściu usytuowane są takie kioski z całkowicie przeszklonymi ścianami. Gdy stałem tak przy jednej z nich na wystawie zobaczyłem… paczkę prezerwatyw.
Było na niej zdjęcie dwojga ludzi leżących razem w łóżku. Od razu przypomniałem sobie o całej sytuacji z moją dziewczyną, i znów strasznie się zasmuciłem.
Odwróciłem więc wzrok i na wprost, na wystawie obok zobaczyłem taką czerwoną łapę Heyah oraz obok naklejony napis STOP !.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pomyślałem:
-„Wiem Boże, że mam to przerwać, ale nie wiem JAK”.
I wtedy, gdy ponownie odwróciłem swój wzrok, padł on na duży, czerwony napis:
„NIECH CIĘ O to GŁOWA NIE BOLI”.
A pod spodem, malutkim, słabo widocznym drukiem „ETOPIRYNA”.
Wtedy zacząłem się śmiać, prawie na głos, bo zdałem sobie sprawę, że Bóg potrafi mówić do nas na sposoby, których nigdy sami nie wymyślilibyśmy…
Tak więc moi znajomi pojechali, a ja znów zostałem sam w swoim domu. I znów zacząłem czuć tą przybijającą samotność.
Zdesperowany, bez krzty wiary, sięgnąłem po Pismo Święte, mówiąc sobie w duchu:
„OK, Boże. Ciekawe czy dasz mi to, czego pragnie moje serce”.
Ponieważ było już dość późno prawie od razu zasnąłem nad lekturą.
Obudził mnie telefon. Dzwoniła…. MOJA DZIEWCZYNA, z WARSZAWY !
Nigdy wcześniej tego nie robiła !!
Zaczęliśmy wiec rozmawiać, gadać o przysłowiowej pogodzie, ale mi w głowie kłębiły się myśli o tym, że musze się z nią rozstać i że nie potrafię i tak dalej, że powinienem jej powiedzieć, że nie możemy być razem, ale że nie potrafię tego zrobić.
I nagle, wśród tej nic nie znaczącej wymiany zdań ona powiedziała:
-„Wiesz, może byśmy się ROZSTALI ?”
Byłem w kompletnym szoku ! Poczułem taką dziwną Obecność Boga i znów w moim umyśle „usłyszałem” jak do mnie mówi:
„ Mój Drogi, to jest ten czas. Położyłem Twój problem pod Twoimi stopami. Pokonałem go za Ciebie. Ale wybór należy do ciebie”.
Od razu przyszły inne myśli:
„ No co ty ? Tak przez telefon ? Niech przyjedzie, pogadacie, dogadacie się, jakoś to będzie….”
Ale ja wiedziałem, że nie mogę stracić tej szansy.
Powiedziałem więc, w zasadzie bez wahania:
- „OK. to dobry pomysł”.
W słuchawce zapanowało na ułamek sekundy milczenie, po czym spytała:
- „Czy zgadzasz się naprawdę tylko dla tego, że się nawróciłeś ? Robisz to dla tego swojego Boga ? Naprawdę w niego wierzysz ?”
A ja odpowiedziałem:
- „Wiesz kiedy uwierzyłem ? Gdy zaproponowałaś rozstanie. Zrozumiałem, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych”.
Skończyliśmy rozmowę, rozstaliśmy się telefonicznie. Siedziałem na tapczanie i nie mogłem w to uwierzyć !!
Po tygodniu wróciła z Warszawy. Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy powiedziała coś takiego:
„ Wiesz, wtedy, tydzień temu, gdy dzwoniłam, nie robiłam tego w zamiarze rozstania się. Chciałam po prostu dowiedzieć się co u ciebie. Ale ty miałeś taki dobry humor, że aż mnie to wkurzyło i postanowiłam Ci go zepsuć i zaproponowałam rozstanie. A TY SIĘ ZGODZIŁEŚ…”
Wtedy uderzyło mnie jak niepojęte są możliwości i działania Boga…
Położyliśmy się spać, moja dziewczyna rozumiała, że nie możemy spać razem, ale poprosiła mnie byśmy tylko razem zasnęli a potem któreś z nas pójdzie do drugiego łóżka.
Ona zasnęła pierwsza….
Przeniosłem się do drugiego łóżka i wtedy się zaczęło…
Zaczęło do mnie docierać, że ją straciłem, że nie będziemy już tak blisko, pamiętałem pod swoją dłonią jej aksamitna skórę…
Prawie nie spałem tej nocy. Rano obudziłem się około 7-ej i aż do wyjścia do pracy siedziałem nieruchomo, wpatrzony w niebyt. A po policzkach płynęły mi łzy…
W pracy myślałem, że zwariuję. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że całe swoje życie, wszystko, co robiłem podporządkowałem jej… Cierpiałem strasznie.
W desperacji wysłałem SMS-a do mojego Brata, napisałem w nim, że umieram, że jestem rozdarty i że już nie wytrzymuję. On odpisał mi dokładnie tak:
„wlasnie skonczylismy sie modlic.Masz wielkie Wsparcie.I nie zdziwie sie jesli teraz rozgrywa sie o to walka w okregach niebieskich,jak to jest w Ef6,10-17.Pa”
Nie mogłem doczekać się powrotu do domu z pracy. Ale gdy wróciłem do domu, było jeszcze gorzej. Wtedy naprawdę, autentycznie zwątpiłem w Boga. Czułem, jakby mnie oszukał. A w mojej głowie myśli drążyły:
„Widzisz ? Nie dość, że dla tego swojego Boga straciłeś ....(imię dziewczyny) to jeszcze teraz, stracisz i Jego, bo w Niego zwątpiłeś. Teraz jesteś MÓJ !”
Myślałem, że autentycznie zwariuję. Chodziłem po pokoju tam i z powrotem, nie mogłem stać, siedzieć. Wreszcie rzuciłem się na kolana i zalany łzami zacząłem wyć.
Nie wiedziałem, że człowiek potrafi tak skowyczeć, a tym bardziej, że ja tak potrafię.
Po prostu wyłem z całej siły, na cały głos, nie bacząc na sąsiadów.
Potem poszedłem spać.
Na drugi dzień rano, zaraz, gdy się obudziłem cierpienie powróciło w niezmiennym stopniu. Leżałem w łóżku i wiedziałem, że nie wytrzymam w takim stanie w pracy.
Pomyślałem sobie wtedy, że przeczytam na głos fragment, który przysłał mi wczoraj mój Brat w SMS-ie. Pozwól, że go zamieszczę:
List do Efezjan 6:10-17
10. W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego.
11. Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi.
12. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich.
13. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się,
14. Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości
15. I obuwszy nogi, by być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju,
16. A przede wszystkim, weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste pociski złego;
17. Weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże.
Przeczytałem go na głos i poszedłem na 9-tą do pracy.
Około godziny 11-ej poczułem, jakby coś zaczęło się we mnie wlewać, czułem jak zaczyna wypełniać mnie pokój, nadzieja, radość. Cierpienie ustąpiło, zostało wyparte.
I nigdy już nie wróciło !
Wyobrażasz to sobie ? Bóg w ciągu jednego dnia zabrał żal, i rozdarcie po osobie, z którą spędziłem 8 lat w związku !!!
Teraz minął już ponad rok od tych zdarzeń, a Bóg prawie dzień w dzień okazuje mi swoją Miłość, Troskę i Łaskę… Ciągle więcej, ciągle na nowy sposób…
I dziś wiem już na pewno: to On walczy za mnie.
Czy wiesz, co myśli o mnie, o Tobie ? Ja wiem:
Jeremiasza 29:11-14
11. Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją.
12. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was.
13. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem,
14. Objawię się wam - mówi Pan - odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich narodów i ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem - mówi Pan - i sprowadzę was z powrotem do miejsca, skąd skazałem was na wygnanie.
Ważne jest to, że dzisiaj jestem Wolnym Człowiekiem. Moje życie, emocje, serce, uczucia, relacje zostały całkowicie uzdrowione, przemienione przez Boga.
Jestem pełen radości, nieopisanego pokoju, zacząłem być wrażliwym człowiekiem. Mam ludzi, których kocham, relacja z moimi Rodzicami nigdy nie była lepsza.
A przede wszystkim wiem, że nie musze się bać.
Nie musze się bać, że umrę, że pójdę do piekła.
Nie boję się ! Żyję i będę żył !!
Nie boje się żyć! Nie boję się KOCHAĆ!!
Jestem Zbawiony !
...A TY ?
Kraków 4 X 2005
Co TY możesz zrobić aby ŻYĆ?
- Najpierw dowiedz się jaka jest Zła i Dobra Wiadomość
- Później dowiedz się co musisz zrobić by ŻYĆ
- Zawsze możesz skontaktować się ze mną i pogadać, zadać pytania. Jestem do Twojej dyspozycji.